sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 3

Hope

Kilka godzin później 



Dziewczyna wciąż nie mogła się uspokoić. Kiedy rudowłosa zapytała ją o jej matkę, to pierwszy raz od bardzo długiego czasu straciła panowanie nad sobą. Przez długi czas, o niej nie myślała. Teresa Grey była dla niej zamglonym wspomnieniem, kimś o kim nie chciała pamiętać, osobą której nie chciała nigdy więcej zobaczyć ani nawet o niej słyszeć. Jej matka ją zostawiła, skazała ją na wieczne życie pełne smutku i śmierci najbliższych. Kiedy ostatnim razem o niej pomyślała to nic dobrego to nie przyniosło, więc postanowiła już tego nie robić. Lecz Clary nie mogła o tym wiedzieć nikt nie mógł. Hope siedziała nad jeziorem i ocierała łzy. Słyszała świerszcze, łagodny szum wody i cichutką pieśń wiatru. Na dworze zapanował zmrok, zrobiło się dość chłodno, lecz jej to nie przeszkadzało, przywykła do zimna. Wstała i zaczęła iść po brzegu jeziora, kiedy przeszła już kawałek usłyszała cichutkie kwakwa. Ruszyła w stronę z której dobiegał dźwięk, jednak nie uszła daleko, ponieważ jej noga znalazła się w sidłach. Wydała z siebie zduszony krzyk i upadła. Z jej nogą było źle czuła jak lepka krew wydostaje się z zmiażdżonej nogi. Miała ochotę wrzeszczeć na całe gardło, lecz nie miała siły. Kiedy już nie bardzo mogła myśleć zobaczyła, że z trzciny wychodzą trzy kaczki. Mimowolnie się uśmiechnęła i ostatnią rzeczą o której pomyślała było wspomnienie jak razem z ojcem wiele lat temu zakładała tę pułapkę na kaczki. W tedy myślała, że to głupota i w cale nie chciała mu w tym pomagać, lecz wytłumaczył jej że to kaczki są krwiożerczymi potworami i ich zadaniem jest pozbyć się ich z ziemi. Na to wspomnienie pomimo okropnego bólu uśmiechnęła się, a potem nastała ciemność. 


***


Clary



Rudowłosej okropnie było przykro, że zdenerwowała dziewczynę. Lecz nie miała pojęcia, że Tessa dla brunetki to drażliwy temat. Na dodatek Jace wściekał się, że wysłali go w to miejsce nie sprawdzając czy ktoś tu jest. Chłopak naprawdę chciał zostać sam z Clary. Jednak ona nie mogła przestać myśleć o scenie która miała miejsce kilka godzin temu. Tak się denerwowała, że kiedy minęła szósta godzina nieobecności Hope w posiadłości, to dosłownie wyciągnęła Jace'a za uszy z domu. Mógł narzekać ile wlezie, ale wszyscy wiedzą, że z jego dziewczyną niema żartów. Teraz metr po metrze przeszukiwali posiadłość. Po pół godziny znaleźli się pod jakimś domem. Clary domyśliła się, że jest to dom dozorcy, więc zapukała. Drzwi otworzyła im starsza pani. 

- Dobry wieczór, czy pani przypadkiem nie widziała tu gdzieś Hope?- zapytała zakładając, że się znają.

- Dzieci niestety nie widziałam jej od wczoraj.- odpowiedziała staruszka z życzliwym uśmiechem.- A coś się stało?-spytała się widząc zatroskaną minę dziewczyny.

- Zadałam niewłaściwe pytanie i się troszeczkę zdenerwowała.- wyjaśniła.

- A mogę wiedzieć jakie to pytanie?

- Moja dziewczyna zapytała ją o moją babkę, a jej matkę.- wyjaśnił niechętnie Jace.

- Tak to faktycznie drażliwy temat.- powiedziała lekko zaskoczona.

- Wie może pani gdzie możemy ją znaleźć?

- Nie pani tylko Olivia, a dla przyjaciół Liv.-uśmiechnęła się.

- Więc Liv gdzie możemy znaleźć Hope?- zapytał zniecierpliwiony Jace.

- Nad jeziorem,- odpowiedziała.

- To my lepiej pójdziemy jej poszukać.- oznajmił Jace i wypchał Clary na drogę. 

Dziewczyna zdążyła tylko posłać przepraszający uśmiech kobiecie, ponieważ miłość jej życia nie miała zamiaru słuchać paplaniny dwóch kobiet. Ruszyli w kierunku jeziora, Clary zrobiło się zimno, więc jej chłopak łaskawie oddał jej swoją kurtkę. Przez piętnaście minut szli przez las, po tym czasie doszli do jeziora. Naprawdę przeogromnego jeziora. Jace zaklął pod nosem, Clary też nie było do śmiechu jednak szli przed siebie. Po jakimś czasie usłyszeli dźwięk który wydają kaczki, na co Jace w pierwszej chwili zrobił kilka kroków do tyłu. Jednak zaraz zaczął udawać chojraka i poszedł dalej, choć już nie tak pewnie. Z każdym krokiem słyszeli kwakanie kaczek coraz wyraźniej. Po kilkunastu minutach zobaczyli, że jakaś postać leży na ziemi, więc bez chwili wahania ruszyli pędem w tamtą stronę. Tą postacią okazała się Hope. Dziewczyna była blada jak ściana. Jej oddech był okropnie płytki. Zauważyli, że noga dziewczyny jest zmasakrowana przez pułapkę. Jace pewnym ruchem przeciął sidła. Następie nałożył jej iratze, a później porwał ją na ręce i razem z Clary ruszyli do domu. Nie wiedzieli, że nie byli sami. Ktoś ich obserwował, ktoś kto już miał pomóc przepięknej dziewczynie, ale zjawienie się jej przyjaciół mu w tym przeszkodziło. Jednak ten ktoś, od teraz zawsze będzie blisko, będzie obserwował.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 2

Hope


Hope wyrwał ze snu, jakiś hałas dochodzący z dołu. Od razu usiadła na łóżku i leniwie się przeciągnęła. Rozejrzała się po swojej sypialni, lecz nie dostrzegła niczego dziwnego. Te same meble co za czasów, kiedy to jeszcze mieszkała w domu z rodziną. No może poza kilkoma przedmiotami z dwudziestego pierwszego wieku. Jak na przeciętną dziewczynę przystało miała w sypialni laptopa i kilkanaście innych gadżetów. Dom został zaopatrzony w wszelkie potrzebne rzeczy. Miał kablówkę, Wi-Fi, nowoczesną kuchnię, kanalizację, bieżącą wodę, ogrzewanie i wszystko czego tylko do szczęścia potrzeba. Po kilku minutach dźwięk powtórzył się, więc bez chwili wahania ruszyła na duł. Co za szczęście myślała. Wczoraj zasnęła w ciuchach, więc teraz nawet jakiś marny złodziej jej nie zaskoczy. Jak najciszej tylko potrafiła, ruszyła na duł. Miała do pokonania dwa piętra, więc jak najszybciej zeszła po krętych schodach. Zachowała przy tym należytą ostrożność. Kiedy zeszła już na duł, niczego dziwnego nie zauważyła. Wszystko stało na swoich miejscach. Okna były pozamykane, drzwi również. Praktycznie nic się nie zmieniło, poza drobną zmianą w holu. W owym pomieszczeniu stały trzy walizki. Hope na ten widok wytrzeszczyła oczy. W tym samym momencie usłyszała głosy.

- Jace ona serio nie wiedziała, że ten dom jest w doskonałym stanie?-zapytała jakaś dziewczyna.

- Clary kotku nie mam pojęcia, była taka przekonująca, a na dodatek wspomniała o spędzeniu czasu sam na sam z moją piękną dziewczyną.-odpowiedział chłopak, a Hope aż zadrżała na dźwięk jego głosu. Bowiem był łudząco podobny do głosu jej ojca. 

Postacie zaczęły się zbliżać. Ich głosy było słychać coraz wyraźniej. Dziewczyna schowała się za ścianą. Jej serce zaczęło bić jak opętane kiedy zobaczyła blondyna. Był tak strasznie podobny do jej ojca, czy nawet brata. Hope nie mogła się mylić to musiał być ktoś z nią spokrewniony. Zastanawiała się, jak to możliwe. Przecież Stephen był ostatnim z rodu Herondale. Lecz chciał jej przecież coś powiedzieć, niestety nie zdążył bo ona się spóźniła. Kiedy dotarła na miejsce, zastała tylko ciało swojego drogiego Stephena, pochowała go i wyjechała. Nie zastanawiała się nawet czy ponownie się ożenił, przecież nie miał ani obrączki ani runy. Przestała rozmyślać o przeszłości kiedy dwie postacie oderwały się od siebie i znów zaczęły mówić.

- Czyli wracamy?-zapytała rudowłosa.

- Nie ma nawet takiej opcji kochanie. To nasza misja musimy tu zostać jakiś czas.- wyszeptał jej do ucha.

- A co powie na to Marysi?

- Nic rudzielcu, jestem już pełnoletni.

- Nie zapominaj, że ja jeszcze nie.

- Clary zostały ci tylko trzy miesiące do urodzin.

- Moja matka cię zabije.

- Dobrze. Borę to na siebie.

- Tylko mi nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Hope przysłuchiwała się im do momentu, aż zew natury ja wezwał i kichnęła. Dwie postacie natychmiast stanęły gotowe do walki. To zachowanie zdenerwowało dziewczynę, bo na Boga to przecież jej dom, a oni wyciągają w nim broń bez potrzeby. Niewiele myśląc wyszła z ukrycia. Gestem dłoni wytrąciła im ostrza z rąk. 

- Nie jesteście u siebie, więc nie wyciągajcie na mnie broni.-powiedziała dobitnym tonę.

- Kim jesteś?-zapytał blondyn.

- Raczej to ja powinnam zapytać was kim jesteście skoro wchodzicie do mojego domu jak do siebie.- odparła.

- Nie sądzę, żeby był to twój dom.- powiedział.- Z tego co wiem to moja rodzinna posiadłość.-dodał uśmiechając się szeroko.

- Nie jest, zapewniam cię.- oznajmiła.- Nawet jeśli należysz do rodziny. Z pewnością taki jest, nie mogę przeczyć podobieństwu.

- Ja z pewnością nie jestem członkiem twojej rodziny.-zaśmiał się.

- Oh jeśli nie jesteś jednym z rodu Herondale, to wyjdź w tej chwili z mojego domu.

- Skąd wiesz kim jestem?

- Jesteś bardzo podobny do kogoś kogo bardzo dobrze znałam.- powiedziała z lekkim bólem.

- Więc kim ty niby jesteś?

- Nazywam się Hope Elizabeth Herondale. Już znasz moje imię, więc teraz pora abyś i ty się przedstawił.

- Jace Herondale.

- A twoja dziewczyna?

- Clary Fray.-odpowiedziała jej rudowłosa.

Przedstawili się i stali wpatrując się w siebie. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć. Clary pierwsza przerwała ciszę.

- Jesteś jego siostra?-zapytała.

- Nie, mam więcej lat niż wam się wydaje.-odparła.

- Nie masz więcej niż dwadzieścia.-stwierdził chłopak.

- Mam o wiele więcej.-uśmiechnęła się do nich.- Teraz już mam pewność, że jesteś synem Stephena.

- Znałaś go?

- Oczywiście, nawet zmieniałam mu pieluchy.- oznajmiła, a oni popatrzyli na nią jak na wariatkę.

- To nie możliwe.

- Przez moja kurewską matkę niestety tak.

- Jesteś córką Tessy?-zapytała dziewczyna.

- Nie, od dawna nie jestem jej córką.- powiedziała, zakręciła się na pięcie i wyszła.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 1

HOPE


Marzec 2009


Rezydencja w Walia.



Wiatr z każdą chwilą przybierał na mocy. Deszcz padał tak mocno, że przez okna nie można było nic zobaczyć. Rozpoczynała się właśnie burza, która z pewnością pozostawi po sobie wielkie szkody. Przestraszona dziewczyna siedziała przed kominkiem w swojej ogromnej posiadłości. Bała się burzy po mimo 82 lat, które przeżyła. W tą ciemną noc rozmyślała o przeszłości. Przypominała sobie swoje liczne podróże i miejsca w których mieszkała. Przypominała sobie sowich drogich przyjaciół tych żywych i tych niestety już nie, wciąż pamiętała ból jaki odczuwalna po każdej stracie. Śmierć ojca była pierwsza, później patrzyła jak jej rodzeństwo starzeje się i umiera, potem ten sam los spotkał je siostrzeńców i bratanków. Jadnak pomimo swojej nieśmiertelności nie odwróciła się od rodziny, tak jak to zrobiła jej matka. Wciąż obserwuje i pomaga potomka swojej siostry, robi to i będzie robić do puki ostatni z jej rodu nie umrze. Była blisko też z potomkami brata ale po śmierci Stephena ród wygasł. Przeklinała się za to, gdyby wróciła dzień wcześnie to jej rodzina by żyła. Jednak nie mogła zmienić przeszłości. Pierwszy raz od kilku lat wspomnienia aż tak ją przytłoczyły. Kiedyś gorzej sobie z tym radziła, ale teraz nareszcie osiągnęła minimalny spokój. Wróciła do domu po 17 latach nieobecności, bo dopiero nie dawno pogodziła się z wygaśnięcie linii Herondalów . Przez te wszystkie lata  była bardzo daleko od domu. Głównie w Azji i Afryce, jej motto brzmiało wszędzie dobrze ale najlepiej jak najdalej od domu. Na szczęście posiadłościom w Anglii zajmowała się jej dobra przyjaciółka. Kiedy dziś rano stanęła przed domem nie zdziwiły ją zmiany, dom pod jej nieobecność został wyremontowany tak jak tego chciała. Zdziwiła się kiedy zobaczyła starszą kobietę która wyszła jej na spotkanie. Tą kobietą okazała się Olivia jej przyjaciółka. Kiedy wyjeżdżała Liv miała 37 lat i była przepiękną młodą kobietą, teraz też niczego jej nie brakowało ale na jej twarz odmalowywały się już ślady starości. Niestety takie są włośnie zalety bycia nieśmiertelnym. Ludzie dookoła rodzą się, starzeją i umierają. Dla takich jak Hope to norma. Lecz nie dla niej, dziewczyna od zawsze była bardzo wrażliwa, cierpiała kiedy widziała ludzką krzywdę. Wrażliwość była dla niej prawdziwym utrapieniem.




***

Jace


Nowy Jork 



Blondyn został wezwany do gabinetu Marysi, choć nie za bardzo mu się chciało i miał lepsze rzeczy do robienia takie jak całowanie się z Clary, spędzanie czasu ze swoją dziewczyną, wyjście z nią, to jednak udał się do wyznaczonego miejsca. Szedł leniwie korytarzem, zastanawiając się po jakie licho go wzywają. Przecież ostatnio, był nawet znośny, nie odstawił żadnego cyrku ani nikogo nie pobił. W sumie to może, nie jednak nikogo. Kiedy doszedł pod pomieszczenie wszedł bez pukania do pokoju. W środku zobaczył swoją przybraną matkę wraz z swoją praprapra babką Tessą. Kobiety od razu wstały z wcześniej zajmowanych miejsc. Popatrzyły się na niego, a on już od razu wiedział, że coś od niego chcą. Kiedy chciały się odezwać, on natychmiast im przerwał.

- Czego ode mnie chcecie?- zapytał.

- Siadaj Jace.-powiedziała Tessa.

- Właśnie.- zawtórowała jej Marysi.

- A więc?

- Masz racje Jace jest pewna sprawa.-zaczęła.

- Mów dalej Tesso.

- W Wali jest nasza rodzinna posiadłość, stoi pusta od wielu lat. Prawdopodobnie jest strasznie zaniedbana, nie byłam tam odkąd Will umarł.-kiedy wspominała o zmarłym mężu wyraźnie posmutniała.

- No i co z tego?

- Wczoraj w nocy przez tamte rejony przeszła potężna burza, więc chciałam bym abyś  pojechał tam i oszacował szkody.

- Ale dlaczego ja?

- Ja nie chcę tam jechać, a ty możesz ta pojechać.

- Ta jasne mam jechać na totalne zadupie sam? Wiesz jakie jest tam mokre powietrze moje włosy tego nie przeżyją.-oznajmił.

- Nie martw się twojej fryzurze nic się nie stanie. Poza tym czy ja powiedziałam, że pojedziesz sam.

- To z kim?

- Myślałam, że zabierzesz ze sobą Clary ale jak nie chcesz spędzić kilkunastu dni ze swoja dziewczyną na totalnym zadupiu, to trudno.

- Ok już idę się spakować.- oznajmił złotooki i ruszył pędem przed siebie.


                                                                                                                                                  
           W następnym rozdziale wielkie spotkanie dwóch Herondalów 

niedziela, 10 kwietnia 2016

Prolog

16 lipca 1937

Dziesięcioletnia dziewczynka, stała w wielkiej ramię okna. Patrzyła na smugi deszczu wolno spływające po szybie. Był środek nocy, a do tego rozszalała się straszna burza. Brunetka zawsze bała się być sama w takie noce. Kiedy, była bardzo mała mama przychodziła do niej. Śpiewała jej piosenki i tuliła ją do siebie, aż ta nie zasnęła. Jednak kiedy trochę podrosła nie chciała przyznawać, się mamie do strachu. Tata jednak, nie dał się zbyć i jej sekret pozostał tajemnicą. Kiedy tylko się bała podchodziła, pod sypialnię rodziców i pukała. Ojciec wtedy, wychodził z pokoju i siedział z nią. Przeważnie czytali do świtu. Niestety dzisiejszego dnia, nie mogła tego zrobić, już nigdy tego nie zrobi, ponieważ jej ukochany tata nie żyje. Wczoraj został pochowany. Wczorajszego dnia wiele się zmieniło, jej życie nigdy nie będzie już takie jak przedtem. Choć Hope była jeszcze bardzo młoda, wiedziała i rozumiała bardzo dużo. Na przykład wiedziała, że dom który zawsze tętnił życiem , był teraz przerażająco pusty. Była w nim tylko z matką. Jej rodzeństwo wyprowadziło się, już z domu i miało własne rodziny. Rodzina, przedstawiciele Clave i przyjaciele wrócili już do swoich domów. Nawet służba miała jeszcze wolne, ponieważ matka nie chciała żeby kręcili się jej po domu. Hope miała już odchodzić od okna, kiedy zauważyła, że ktoś otwiera drzwi od domu. Po chwili wyszła przez nie jej mama. Kobieta miała ze sobą walizki. Odwróciła twarz w kierunku okna, była bardzo smutna. Po jej policzkach spływały gorzkie łzy. Ostatni raz popatrzyła się na dom, po czym ruszyła przed siebie. Hope wiedziała, co to znaczy została sama.


16 lipca 1950


Dziś minęło trzynaście lat od śmierci ojca Hope. Z tego powodu była bardzo smutna, jednak nie mogła już się oszukiwać. Miała już dwadzieścia trzy lata, a od co najmniej pięciu lat nie postarzała ani o jeden dzień. Miała też niezwykłe umiejętności. Za co znienawidziła swoją matkę. Nie będzie mogła kochać, nie założy rodziny, nie będzie miała dzieci, a wszystko przez to, że nigdy nie umrze.


Witam na nowym blogu !!!

Co by było, gdy by Will i Tessa mieli trzecie dziecko, które tak samo jak jego matka nie starzeje się.
Gdyby, nikt o tym nie wiedział i dziewczyna została by sama na świecie.
Co by było, gdy by Maks przeżył.
Gdy by Sebastian również nie umarł i dalej walczyły by w nim dwie natury.
Co by się stało gdy by dziewczyna znalazła się w jego domu (nie z własnej woli)
Dowiecie się czytając Miasto Złamanego serca.