niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 2

Hope


Hope wyrwał ze snu, jakiś hałas dochodzący z dołu. Od razu usiadła na łóżku i leniwie się przeciągnęła. Rozejrzała się po swojej sypialni, lecz nie dostrzegła niczego dziwnego. Te same meble co za czasów, kiedy to jeszcze mieszkała w domu z rodziną. No może poza kilkoma przedmiotami z dwudziestego pierwszego wieku. Jak na przeciętną dziewczynę przystało miała w sypialni laptopa i kilkanaście innych gadżetów. Dom został zaopatrzony w wszelkie potrzebne rzeczy. Miał kablówkę, Wi-Fi, nowoczesną kuchnię, kanalizację, bieżącą wodę, ogrzewanie i wszystko czego tylko do szczęścia potrzeba. Po kilku minutach dźwięk powtórzył się, więc bez chwili wahania ruszyła na duł. Co za szczęście myślała. Wczoraj zasnęła w ciuchach, więc teraz nawet jakiś marny złodziej jej nie zaskoczy. Jak najciszej tylko potrafiła, ruszyła na duł. Miała do pokonania dwa piętra, więc jak najszybciej zeszła po krętych schodach. Zachowała przy tym należytą ostrożność. Kiedy zeszła już na duł, niczego dziwnego nie zauważyła. Wszystko stało na swoich miejscach. Okna były pozamykane, drzwi również. Praktycznie nic się nie zmieniło, poza drobną zmianą w holu. W owym pomieszczeniu stały trzy walizki. Hope na ten widok wytrzeszczyła oczy. W tym samym momencie usłyszała głosy.

- Jace ona serio nie wiedziała, że ten dom jest w doskonałym stanie?-zapytała jakaś dziewczyna.

- Clary kotku nie mam pojęcia, była taka przekonująca, a na dodatek wspomniała o spędzeniu czasu sam na sam z moją piękną dziewczyną.-odpowiedział chłopak, a Hope aż zadrżała na dźwięk jego głosu. Bowiem był łudząco podobny do głosu jej ojca. 

Postacie zaczęły się zbliżać. Ich głosy było słychać coraz wyraźniej. Dziewczyna schowała się za ścianą. Jej serce zaczęło bić jak opętane kiedy zobaczyła blondyna. Był tak strasznie podobny do jej ojca, czy nawet brata. Hope nie mogła się mylić to musiał być ktoś z nią spokrewniony. Zastanawiała się, jak to możliwe. Przecież Stephen był ostatnim z rodu Herondale. Lecz chciał jej przecież coś powiedzieć, niestety nie zdążył bo ona się spóźniła. Kiedy dotarła na miejsce, zastała tylko ciało swojego drogiego Stephena, pochowała go i wyjechała. Nie zastanawiała się nawet czy ponownie się ożenił, przecież nie miał ani obrączki ani runy. Przestała rozmyślać o przeszłości kiedy dwie postacie oderwały się od siebie i znów zaczęły mówić.

- Czyli wracamy?-zapytała rudowłosa.

- Nie ma nawet takiej opcji kochanie. To nasza misja musimy tu zostać jakiś czas.- wyszeptał jej do ucha.

- A co powie na to Marysi?

- Nic rudzielcu, jestem już pełnoletni.

- Nie zapominaj, że ja jeszcze nie.

- Clary zostały ci tylko trzy miesiące do urodzin.

- Moja matka cię zabije.

- Dobrze. Borę to na siebie.

- Tylko mi nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Hope przysłuchiwała się im do momentu, aż zew natury ja wezwał i kichnęła. Dwie postacie natychmiast stanęły gotowe do walki. To zachowanie zdenerwowało dziewczynę, bo na Boga to przecież jej dom, a oni wyciągają w nim broń bez potrzeby. Niewiele myśląc wyszła z ukrycia. Gestem dłoni wytrąciła im ostrza z rąk. 

- Nie jesteście u siebie, więc nie wyciągajcie na mnie broni.-powiedziała dobitnym tonę.

- Kim jesteś?-zapytał blondyn.

- Raczej to ja powinnam zapytać was kim jesteście skoro wchodzicie do mojego domu jak do siebie.- odparła.

- Nie sądzę, żeby był to twój dom.- powiedział.- Z tego co wiem to moja rodzinna posiadłość.-dodał uśmiechając się szeroko.

- Nie jest, zapewniam cię.- oznajmiła.- Nawet jeśli należysz do rodziny. Z pewnością taki jest, nie mogę przeczyć podobieństwu.

- Ja z pewnością nie jestem członkiem twojej rodziny.-zaśmiał się.

- Oh jeśli nie jesteś jednym z rodu Herondale, to wyjdź w tej chwili z mojego domu.

- Skąd wiesz kim jestem?

- Jesteś bardzo podobny do kogoś kogo bardzo dobrze znałam.- powiedziała z lekkim bólem.

- Więc kim ty niby jesteś?

- Nazywam się Hope Elizabeth Herondale. Już znasz moje imię, więc teraz pora abyś i ty się przedstawił.

- Jace Herondale.

- A twoja dziewczyna?

- Clary Fray.-odpowiedziała jej rudowłosa.

Przedstawili się i stali wpatrując się w siebie. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć. Clary pierwsza przerwała ciszę.

- Jesteś jego siostra?-zapytała.

- Nie, mam więcej lat niż wam się wydaje.-odparła.

- Nie masz więcej niż dwadzieścia.-stwierdził chłopak.

- Mam o wiele więcej.-uśmiechnęła się do nich.- Teraz już mam pewność, że jesteś synem Stephena.

- Znałaś go?

- Oczywiście, nawet zmieniałam mu pieluchy.- oznajmiła, a oni popatrzyli na nią jak na wariatkę.

- To nie możliwe.

- Przez moja kurewską matkę niestety tak.

- Jesteś córką Tessy?-zapytała dziewczyna.

- Nie, od dawna nie jestem jej córką.- powiedziała, zakręciła się na pięcie i wyszła.

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział! Podoba mi się :-) jestem ciekawa co będzie dalej :-)
    Życzę weny i czekam na next :-)
    Zapraszam równiez do mnie :-)

    OdpowiedzUsuń