wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 1

HOPE


Marzec 2009


Rezydencja w Walia.



Wiatr z każdą chwilą przybierał na mocy. Deszcz padał tak mocno, że przez okna nie można było nic zobaczyć. Rozpoczynała się właśnie burza, która z pewnością pozostawi po sobie wielkie szkody. Przestraszona dziewczyna siedziała przed kominkiem w swojej ogromnej posiadłości. Bała się burzy po mimo 82 lat, które przeżyła. W tą ciemną noc rozmyślała o przeszłości. Przypominała sobie swoje liczne podróże i miejsca w których mieszkała. Przypominała sobie sowich drogich przyjaciół tych żywych i tych niestety już nie, wciąż pamiętała ból jaki odczuwalna po każdej stracie. Śmierć ojca była pierwsza, później patrzyła jak jej rodzeństwo starzeje się i umiera, potem ten sam los spotkał je siostrzeńców i bratanków. Jadnak pomimo swojej nieśmiertelności nie odwróciła się od rodziny, tak jak to zrobiła jej matka. Wciąż obserwuje i pomaga potomka swojej siostry, robi to i będzie robić do puki ostatni z jej rodu nie umrze. Była blisko też z potomkami brata ale po śmierci Stephena ród wygasł. Przeklinała się za to, gdyby wróciła dzień wcześnie to jej rodzina by żyła. Jednak nie mogła zmienić przeszłości. Pierwszy raz od kilku lat wspomnienia aż tak ją przytłoczyły. Kiedyś gorzej sobie z tym radziła, ale teraz nareszcie osiągnęła minimalny spokój. Wróciła do domu po 17 latach nieobecności, bo dopiero nie dawno pogodziła się z wygaśnięcie linii Herondalów . Przez te wszystkie lata  była bardzo daleko od domu. Głównie w Azji i Afryce, jej motto brzmiało wszędzie dobrze ale najlepiej jak najdalej od domu. Na szczęście posiadłościom w Anglii zajmowała się jej dobra przyjaciółka. Kiedy dziś rano stanęła przed domem nie zdziwiły ją zmiany, dom pod jej nieobecność został wyremontowany tak jak tego chciała. Zdziwiła się kiedy zobaczyła starszą kobietę która wyszła jej na spotkanie. Tą kobietą okazała się Olivia jej przyjaciółka. Kiedy wyjeżdżała Liv miała 37 lat i była przepiękną młodą kobietą, teraz też niczego jej nie brakowało ale na jej twarz odmalowywały się już ślady starości. Niestety takie są włośnie zalety bycia nieśmiertelnym. Ludzie dookoła rodzą się, starzeją i umierają. Dla takich jak Hope to norma. Lecz nie dla niej, dziewczyna od zawsze była bardzo wrażliwa, cierpiała kiedy widziała ludzką krzywdę. Wrażliwość była dla niej prawdziwym utrapieniem.




***

Jace


Nowy Jork 



Blondyn został wezwany do gabinetu Marysi, choć nie za bardzo mu się chciało i miał lepsze rzeczy do robienia takie jak całowanie się z Clary, spędzanie czasu ze swoją dziewczyną, wyjście z nią, to jednak udał się do wyznaczonego miejsca. Szedł leniwie korytarzem, zastanawiając się po jakie licho go wzywają. Przecież ostatnio, był nawet znośny, nie odstawił żadnego cyrku ani nikogo nie pobił. W sumie to może, nie jednak nikogo. Kiedy doszedł pod pomieszczenie wszedł bez pukania do pokoju. W środku zobaczył swoją przybraną matkę wraz z swoją praprapra babką Tessą. Kobiety od razu wstały z wcześniej zajmowanych miejsc. Popatrzyły się na niego, a on już od razu wiedział, że coś od niego chcą. Kiedy chciały się odezwać, on natychmiast im przerwał.

- Czego ode mnie chcecie?- zapytał.

- Siadaj Jace.-powiedziała Tessa.

- Właśnie.- zawtórowała jej Marysi.

- A więc?

- Masz racje Jace jest pewna sprawa.-zaczęła.

- Mów dalej Tesso.

- W Wali jest nasza rodzinna posiadłość, stoi pusta od wielu lat. Prawdopodobnie jest strasznie zaniedbana, nie byłam tam odkąd Will umarł.-kiedy wspominała o zmarłym mężu wyraźnie posmutniała.

- No i co z tego?

- Wczoraj w nocy przez tamte rejony przeszła potężna burza, więc chciałam bym abyś  pojechał tam i oszacował szkody.

- Ale dlaczego ja?

- Ja nie chcę tam jechać, a ty możesz ta pojechać.

- Ta jasne mam jechać na totalne zadupie sam? Wiesz jakie jest tam mokre powietrze moje włosy tego nie przeżyją.-oznajmił.

- Nie martw się twojej fryzurze nic się nie stanie. Poza tym czy ja powiedziałam, że pojedziesz sam.

- To z kim?

- Myślałam, że zabierzesz ze sobą Clary ale jak nie chcesz spędzić kilkunastu dni ze swoja dziewczyną na totalnym zadupiu, to trudno.

- Ok już idę się spakować.- oznajmił złotooki i ruszył pędem przed siebie.


                                                                                                                                                  
           W następnym rozdziale wielkie spotkanie dwóch Herondalów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz