poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 7

Rozdział nie sprawdzony

Hope

Dziewczyna siedziała zdenerwowana w fotelu, od dobrej godziny czekała aż jej matka raczy się obudzi. Jednak jak na razie nic nie wskazywało na to. Magnus poszedł do domu, w sumie to, go wyrzuciła. Wciąż były same, a Hope to wcale się nie podobało. Wciąż rozwarzała co zrobi, kiedy Tessa się obudzi. Plan A walnie ją pogrzebaczem. Plan B wybaczy jej. Plan C zacznie wrzeszczeć. Plan D wyjdzie i zostawi ją samą. Mogła by tak wymyślać w nieskończoność. Jedna najbardziej spodobał jej się plan z pogrzebaczem, nawet miała już jeden na oku. Po upływie kilkunastu minut, sylwetka kobiety drgnęła. Hope głośno wciągnęła powietrze i ostrożnie podeszła do matki. Przysiadła na skraju kanapy. Poczekała kilka chwil i dostrzegła, że kobieta otworzyła oczy. Wpatrywała się w Hope ze strachem, radością, smutkiem, a przede wszystkim z rozpaczą. Wyciągnęła rękę i dotknęła policzka córki, ta na to odskoczyła jak oparzona. Migiem znalazła się na drugim końcu pokoju. To było za wiele dla dziewczyny. Kobiety intensywnie wpatrywały się w siebie, aż Tessa zapytała.

- Jak to możliwe?- zapytała z bólem.

- Oh, oczywiście to jest możliwe. Nawet nie brałaś tego pod uwagę, co?- powiedziała.

- Nie, twoje rodzeństwo nie przestało się starzeć, więc myślałam, że ty...

- Że ja też umrę, wygodne.- zakpiła.

Kobieta szybko wstała z kanapy. Dosłownie się poderwała i ruszyła w stronę córki. Podeszła do niej i chciała ją obciąć. Jednak ta się odsunęła. To nie zniechęciło Tessy, podeszła do córki kolejny raz. Położyła jej ręce na ramiona i spojrzała w oczy. Musiała unieść głowę w górę, ponieważ dziewczyna była od niej sporo wyższa. Spojrzała na nią wzrokiem, tym samym którym urzywa kiedy ta była dzieckiem. Zawsze w tedy ulegała matce i godziła się na wszystko. Lecz teraz Hope nie jest małym dzieckiem wpatrzonym w swoją matkę jak w obrazek. Nie kocha tej kobiety naiwną i bezgraniczną miłością dziecka. Minęło zbyt wiele czasu, zbyt wiele się wydarzyło. Mimo to dziewczyna pozwalał, na to wszystko. Dziewczyna wpatrywała się w oczy matki, tak jak by szukała odpowiedzi. W końcu odeszła od matki i zajęła miejsce w fotelu. Zakryła twarz dłońmi. Nie miała siły na nic. To wszystko ją przerosło. Za dużo się działo. Jej życie od dawna już nie było tak dziwne. Jej matka nie wiedziała co ma powiedzieć. Podeszła tylko do fotela i patrzyła się na córkę. Za to Hope wiedziała czego chce. Nie owijając w bawełnę zadała pytanie, które chciał zadać już dawno temu. Owe pytanie od wielu lat chciała zadać. Dokładnie od dnia, w którym jako mała dziewczynka patrzyła się jak jej matka odchodzi.

- Dlaczego?- zapytała przez łzy, które zaczęły płynąć po jej policzkach.

Kobieta widząc to upadła na kolana przed córką. Wzięła jej twarz w swoje dłonie. Również płacząc spytała.

- Dlaczego? Nie rozumiem Hope, powiedz mi?-szlochała.

- Dlaczego odeszła? Dla czego mnie zostawiłaś? Co ja ci takiego zrobiłam? Tak bardzo mnie nie nawidziłaś?- zalała matkę falą pytań.

- Kochanie ja cię nigdy nie nawiedziłam. Jesteś moją córką kocham cię.- powiedziała.

- To dlaczego odeszłaś? Dlaczego? Proszę cię powiedz mi dla czego?

- Nie mogłam tam dużej być.- wyznała.

- Nie mogłaś być z nami?

- Nie mogłam być dłużej w tamtym domu. Twój ojciec umarł, a ja nie mogłam się pozbierać. Nie chciałam patrzeć jak się starzejecie. Jak stajecie się starszi od demnie. Nie chciałam patrzeć jak umieracie.

- Ale ja cię potrzebowałam! Byłam dzieckiem! Tylko dzieckiem, a ty zostawiła mnie!

- Miałaś siostrę i brata.

- Ale nie byli tobą, nikt mnie nie przygotował do bycia nieśmiertelną. Nikt! To ja patrzyłam jak umierają! Jak każdy kogo kocham umiera! To ja to robiłam! Ja trzymałam brata za rękę kiedy umierał. Ja próbowałam ochronić siostrę przed demonem. Ja! Obie dobrze wiemy, że to powinnaś była być ty!

Hope wstała nie zważając na nic i wyszła, pozostawiając matkę kompletnie załamaną.

Czytanie=kom=motywacja

poniedziałek, 23 maja 2016

Hej

 Kocha tu ktoś 1D jak tak to zapraszam na moje opowiadania o Harrym.

http://summer-lie-h-s.blogspot.com/

http://last-year-h-s.blogspot.com/

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 6

Magnus


Czarownik czekał na swoją przyjaciółkę. Nie mógł jej nie powiedzieć, że jej córka żyje. Wiele lat temu przysięgli, ze nigdy nie będą się oszukiwać. Poza tym Tessa była jego najlepszą przyjaciółką. To jej zawsze ufał, pocieszał ją. To on był z nią, kiedy Will umarł. Rozumiał dlaczego odeszła w tedy od rodziny. Przeżyła śmierć osoby którą kochała nad życie. Czarownik wiedział, że była tym beznadziejnym przypadkiem który kocha tylko raz w życiu. Kiedy Will umarł, nie chciała już żyć, więc naprawdę rozumiał dla czego nie chciała patrzeć jak jej dzieci robią się starsze od niej, ani ja umierają. Z resztą był przy niej, kiedy otrzymała wiadomość o śmierci syna. Było z nią w tedy źle. Upili się w tedy, a ona ciągle mówiła jaki James był malutki kiedy się urodził. Piętnaście lat później dostała wiadomość, że jej córka nie żyje. Mogli się domyśleć, że Hope jest inna. Nie dostali informacji o jej śmierci. Może jego przyjaciółka miała nadzieję, że ona żyje. Wciąż nie osiągnęła wieku, którego ludzie nie dorzywają. Teraz już miał pewność. Poznał Hope po jej niebieskich oczach. Odziedziczyła je po Willu. Chociaż rozumiał Tessę, także rozumiał Hope. Była dzieckiem kiedy straciła rodziców. Czarownika wyrwały z zamyślenia, kroki dochodzące z korytarza. Był w instytucie, więc tu wezwał Tessę. Po chwili pojawiła się.


- Witaj przyjacielu.- powiedziała przytulając Magnusa.


- Witaj kochana.


- Co się stało? Coś z Jace'm?- zapytała po prostu.


- Czemu zakładasz, że coś się stało?


- Przyjacielu, czy gdyby nic się nie stało, to byś kazał mi przyjeżdżać tu w trybie pilnym?


- Może trochę przesadziłem.


- Wiem chcesz oświadczyć się Alecowi.- powiedziała w końcu.


- Nie, nie, no może nie teraz.- oznajmił.


- Więc co się stało?- zapytała.


- Pamiętasz jak kiedyś, obiecaliśmy sobie mówić sobie wszystko i nie kłamać .- zaczął.


- Jasne, że tak. To co chciałeś mi powiedzieć?


- No bo wiesz, jest taka sprawa. To jest dość dziwne, i nieprawdopodobne, ale jednak prawdziwe. Nie do końca wiem jak to możliwe, ale tak jest. To ciężka sprawa...- mówił i pewnie mówił by dalej, gdyby nie dziewczyna która weszła do pokoju.


***



Hope



Dziewczyna siedziała w pokoju i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Wiedziała, że czarownik sprowadzi jej matkę. Był jej przyjacielem. Kiedy dostawała już bzika, od samego patrzenia się na ściane, postanowiła wyjść z pokoju. Ruszyła w kierunku sypialni Clary. Zapukała, ale nikogo nie było. No tak, pomyślała po chwili, przecież dziewczyna mówiła jej, że idą z Jace'm na kolacje do jej mamy. Hope w sumie też zgłodniała, więc poszła do kuchni. Zjadła posiłek i chciała wracać do pokoju, kiedy w salonie zobaczyła ją. Jej matka przytulała Magnusa. Rozmawiali, aż w końcu czarownik chciał powiedzieć o mnie. Jednak mu to nie szło. Nie wytrzymałam i weszłam do tego pokoju.


- Magnusowi chodzi o mnie.-oznajmiła.


- Hope?- wyszeptałała kobieta i padła jak dług.


Magnus podszedł do niej i podniósł ją z podłogi. Następnie położy ją na kanapie.


- No i co narobiłaś?!


- Ja przecież to ty, chciałeś jej powiedzieć i coś ci się nie udało.


- Charakterek to ty masz po ojcu.

- No co ty.

Rozdział nie sprawdzony.

5 kom next

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 5

Hope

Dziewczyna zaczęła się budzić, bolała ją głową i czuła się słabo. Na początku, nie mogła otworzyć oczu, lecz po kilku minutach udało jej się. Widziała ja przez mgłę, ale wystarczająco dobrze żeby zobaczyć, że nie jest w domu. Na ten widok usiadła przestraszona. Przy tej czynności zawaliła coś z łóżka. Rozległ się okropny huk na co się skrzywiła, ponieważ ogromnie bolała ją głowa. Na szczęść wzrok wrócił jej w pełni. Przejrzała się po pomieszczeniu.  Znajdowała się w nim szafa, dwa fotele, kominek, toaletka oraz łóżko. Przypomniała siebie, że zrobiła się w nogę, więc odrzuciła koc i spojrzała na miejsce w którym miała być rana. Jednak nie znalazła tam nic, oprócz gładkiej skóry. Nie dowierzając  przeciągnęła ręką po ciepłej nodze, ale niczego nie poczuła nawet najmniejszej blizny. Wiedziała, co to znaczy. Zabrali ją do czarownika! Boże, te cholerne, dzieciaki zabrały ją do pieprzonego czarownika. Na dodatek poczuła na ramieniu, delikatne pieczenie, nawet nie sprawdzała wiedziała co to jest. To jeszcze bardziej ją rozzłościło. 
Wiele lat temu, zaprzestała leczenia w ten sposób. Uważała, że jeśli będzie znosić wszystkie choroby i rany jak zwykły śmiertelnik, to będzie bardziej ludzka. Teraz po wielu latach, złamali jej żelazną zasadę. Nie mogła mieć do nich żalu. Chcieli dobrze, przecież nie wiedzieli.  Nagle poczuła się zmęczona. Opadła na poduszkę, zamknęła oczy i odpłynęła. 
***

Kilkanaście godzin później, dziewczyna ponownie otworzyła oczy. Tym razem, nie była sama.
W pomieszczeniu znajdował się czasownik obsypany brokatem. Kiedy go zobaczyła pomyślała, że już kiedyś go widziała. Oprócz pana świecącego w pomieszczeniu byli jeszcze,  blondyn razem z rudą. Kiedy tylko otworzyła oczy wszyscy podeszli do niej.
- Hope tak się martwiłam.-powiedziała rudowłosa i przytuliła dziewczynę.
- Chyba nic mi nie jest, ale jeśli mnie nie puścisz to będę miał połamane żebra.- oznajmiła z wielkim uśmiechem.
- Och. Przepraszam.- zakłopotana puściła ją, jednak nie odeszła daleko. Usiadła na skraju łóżka.
- Nic się nie stało.
- No to powiedz dziewczyno, jakim cudem weszłaś w sidła!- zapytał czarownik.
- Zapomniałam, o nich.- przyznałam.  
- Wiedziałaś, że tam są?-zaciekawił się.
- Zakładałam je, więc tak wiedziałam o nich.-uśmiechnęła się, z własnej głupoty.
- Co chciałaś złapać?
- Nic.
- To po co ci były?- tym razem zapytał blondyn.
- Chcieliśmy wytępić kaczki.- oznajmiłam.
- My?- zaczął czarownik.
- Ja i mój ojciec. Na tym może, zakończycie wywiad.
- Dobrze.- zgodziła się Clary
- Ale...- zaczął Jace.
- Hope musi odpoczywać.-powiedziała wypychając chłopaka z pokoju.- Później do ciebie zajrzę.-powiedziała.
Kiedy drzwi się zamknęły, dziewczyna uśmiechnęła się. Clary była naprawdę miłą osobą i chciała dla Hope jak najlepiej. Zdziwiła się tym, bo przecież znały się od niedawna. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero teraz zauważyła, że czarownik nie wyszedł razem z nim. Przyglądał jej się. Znów wydało się jej, że jest dziwnie znajomy. Kiedy w jego źrenicach błysnęły kocie oczy, przypomniała sobie skąd go zna. To Magnus Bane, przyjaciel jej ojca. Widziała go kilka razy, kiedy przyjeżdżał do ich domu. Teraz już, wiedziała dlaczego jej się tak przypatruje, poznał ją i zastanawiał się jakim cudem żyje.
- Magnusie Bane, więc już wiesz kim jestem?-zapytała.
- Oczywiście Hope Elizabeth Herondale.-powiedział siadają na krześle, na przeciwko łóżka.- Zastanawia mnie tylko to jakim cudem żyjesz.
- Odziedziczyłam nieśmiertelność po niej.-oznajmiła.
- Tak to musi być to, ale dlaczego twoje rodzeństwo tego nie odziedziczyło?-zapytał.
- Nie mam pojęcia. Próbowałam dowiedzieć się tego, lecz niczego nie odkryłam.
- Skoro jesteś taka, a nie inna...- zaczął
- To?
- To dla czego nie powiedziałaś o tym matce.
- Odeszła kiedy, miałam dziesięć lat. Od tamtego czasu, ani razu jej nie widziałam. Nigdy się nie odezwała, nawet nie napisała.
- Jej mąż umarł. Nie chciała patrzeć jak i was zabierze jej czas. Uznała, że poradzicie sobie bez niej. Myślała, że jesteście wystarczająco...
- Dorośli?!-wykrzyknęła. - Miałam dziesięć lat, nie byłam ani dorosła i wręcz przeciwnie, bardzo jej potrzebowałam. Mój ojciec właśnie umarł, a ona mnie zostawiła.- zdenerwowała się.
- Wiesz, że jej powiem.- mówi kiedy, przestała krzyczeć.
- Domyślam się.-odpowiada.

poniedziałek, 9 maja 2016

Hej.

Zapraszam na moje nowe opowiadanie.

http://dary-aniola-miasto-zla.blogspot.com/


Clary była narzeczoną Jace'a. Tak była, ponieważ rok temu Valentine zmartwychwstał i porwał córkę. Pokazał jej jacy naprawdę są ludzie, na których niegdyś jej zależał. Nie szukali jej, więc dziewczyna poddała się mrokowi w swoim sercu. Postanowiła być jak ojciec. Jednak jest jedna rzecz, a właściwie osoba dzięki, której nigdy nie zapomni o dawnym życiu. Maleńka córeczka Clary. Jej światło w mroku.

czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 4

Jace
Chłopak naprawdę się przestraszył. Nie wiedział co ma robić. Jego dziewczyna tak samo nie miała pojęcia, w jaki sposób mogą pomóc Hope. Szybko szli do domu. Było już strasznie ciemno, więc musieli uważać gdzie stawiają nogi. Kiedy zaczęli się zbliżać do posiadłości, to przyspieszył kroku. Pędem wpadli do posiadłości. Jace położył dziewczynę na kanapie. Clary sprawdziła w jakim stanie jest noga Hope. Z rany nic już nie leciało, poszarpane mięśnie zasklepiły się. Lecz noga nie wyglądała dobrze. Wciąż miała nienaturalny kształt, a kości z pewnością były z trzaskane. Na szczęście oddech wynormował się, a puls był silny. Jednak aby dziewczyna doszła do siebie, była potrzebna pomoc czarownika.  Blondyn stwierdził, że najlepiej będzie wrócić do  domu.
- Jesteś pewny?- zapytała spoglądając na dziewczynę.
- Tak będzie najlepiej. Wezwiemy Magnusa, on się wszystkim zajmie.- stwierdził.
- A jeśli tam będzie Tessa? 
- Nic na to nie poradzimy, teraz najważniejsze jest, aby udzielić jej pomocy.
- Ale...
- Później będzie się na nas wściekać, teraz liczy się każda minuta.
- Dobrze.-zgodziła się w końcu.
- No to leć otwierać portal kobieto.
Clary posłał mu zawistny uśmiech, ale bez słowa ruszyła do holu. Wyciągnęła stele i narysowała odpowiednią runę. Kiedy brama była już gotowa, zawołała swojego chłopaka. Blondyn zjawił się, już po chwili, miał w ramionach bezwładne ciało dziewczyny. Przeszli przez portal. Znaleźli się w instytucie. Jace zaniósł Hope do sypialni obok jego pokoju. Clary natomiast pobiegła wezwać Magnusa.

*** 

Clary
Dziewczyna szybkim tempem zamierzała do gabinetu Marysi. Prawie potknęła się o dywan, lecz nie poddawaj się. Kiedy w końcu dotarła do pomieszczenia, wpadła do niego niczym huragan. Kobieta która przeglądała papiery przestraszyła się. 
- Clary na Boga, czy ty chcesz zabawić mnie zawału?.-zapytała zdenerwowana. 
- Oczywiście, że nie.-zapewniła.
- Zaraz zaraz, czy ty aby przypadkiem nie miałaś, być w Walii?-zdenerwowała się i zaczęła wypatrywać kogoś.
- Uprzedzam pytanie z Jace'm wszystko Ok.
- Dzięki Bogu.-odetchnęła z ulgą.
- Ale...
- Wiedziałam, że coś się stało. Jesteś w ciąży prawda?- zapytała a dziewczynę w prost zatkało.
- Nie, nie i jeszcze raz nie.- powiedziała w końcu.- Trzeba wezwać Magnusa, bo przywieźliśmy kogoś, kto potrzebuje pomocy. 
- Kogo?
- Nie pytaj tylko wezwij go.
- Dobrze.
***


Hope
Czarownik już od dwóch godzin zajmował się dziewczyną. Używał najlepszych olejków, mikstur oraz zaklęć. Kiedy noga Hope wyglądała normalnie i wszystko było z nią już dobrze czarownik powinien odetchnąć z ulgą. Jednak tak się nie stało, ponieważ dziewczyna się nie budziła. Szukał sposobu, aby ją obudzić, lecz wszystkie próby skończyły się klęską. Po jakimś czasie, zdał siebie sprawię, że coś musi być w jej krwiobiegu. Sprawdził to natychmiast, oczywiście okazało się, że miał rację. Szybko zajął się miksturą, która miała pomoc dziewczynie. Kiedy napar był już gotowy, podał go jej, a toksyna zaczęła opuszczać jej ciało. Mimo, ze nie obudziła się od razu czarownik wiedział, ze teraz będzie już dobrze.