piątek, 13 maja 2016

Rozdział 5

Hope

Dziewczyna zaczęła się budzić, bolała ją głową i czuła się słabo. Na początku, nie mogła otworzyć oczu, lecz po kilku minutach udało jej się. Widziała ja przez mgłę, ale wystarczająco dobrze żeby zobaczyć, że nie jest w domu. Na ten widok usiadła przestraszona. Przy tej czynności zawaliła coś z łóżka. Rozległ się okropny huk na co się skrzywiła, ponieważ ogromnie bolała ją głowa. Na szczęść wzrok wrócił jej w pełni. Przejrzała się po pomieszczeniu.  Znajdowała się w nim szafa, dwa fotele, kominek, toaletka oraz łóżko. Przypomniała siebie, że zrobiła się w nogę, więc odrzuciła koc i spojrzała na miejsce w którym miała być rana. Jednak nie znalazła tam nic, oprócz gładkiej skóry. Nie dowierzając  przeciągnęła ręką po ciepłej nodze, ale niczego nie poczuła nawet najmniejszej blizny. Wiedziała, co to znaczy. Zabrali ją do czarownika! Boże, te cholerne, dzieciaki zabrały ją do pieprzonego czarownika. Na dodatek poczuła na ramieniu, delikatne pieczenie, nawet nie sprawdzała wiedziała co to jest. To jeszcze bardziej ją rozzłościło. 
Wiele lat temu, zaprzestała leczenia w ten sposób. Uważała, że jeśli będzie znosić wszystkie choroby i rany jak zwykły śmiertelnik, to będzie bardziej ludzka. Teraz po wielu latach, złamali jej żelazną zasadę. Nie mogła mieć do nich żalu. Chcieli dobrze, przecież nie wiedzieli.  Nagle poczuła się zmęczona. Opadła na poduszkę, zamknęła oczy i odpłynęła. 
***

Kilkanaście godzin później, dziewczyna ponownie otworzyła oczy. Tym razem, nie była sama.
W pomieszczeniu znajdował się czasownik obsypany brokatem. Kiedy go zobaczyła pomyślała, że już kiedyś go widziała. Oprócz pana świecącego w pomieszczeniu byli jeszcze,  blondyn razem z rudą. Kiedy tylko otworzyła oczy wszyscy podeszli do niej.
- Hope tak się martwiłam.-powiedziała rudowłosa i przytuliła dziewczynę.
- Chyba nic mi nie jest, ale jeśli mnie nie puścisz to będę miał połamane żebra.- oznajmiła z wielkim uśmiechem.
- Och. Przepraszam.- zakłopotana puściła ją, jednak nie odeszła daleko. Usiadła na skraju łóżka.
- Nic się nie stało.
- No to powiedz dziewczyno, jakim cudem weszłaś w sidła!- zapytał czarownik.
- Zapomniałam, o nich.- przyznałam.  
- Wiedziałaś, że tam są?-zaciekawił się.
- Zakładałam je, więc tak wiedziałam o nich.-uśmiechnęła się, z własnej głupoty.
- Co chciałaś złapać?
- Nic.
- To po co ci były?- tym razem zapytał blondyn.
- Chcieliśmy wytępić kaczki.- oznajmiłam.
- My?- zaczął czarownik.
- Ja i mój ojciec. Na tym może, zakończycie wywiad.
- Dobrze.- zgodziła się Clary
- Ale...- zaczął Jace.
- Hope musi odpoczywać.-powiedziała wypychając chłopaka z pokoju.- Później do ciebie zajrzę.-powiedziała.
Kiedy drzwi się zamknęły, dziewczyna uśmiechnęła się. Clary była naprawdę miłą osobą i chciała dla Hope jak najlepiej. Zdziwiła się tym, bo przecież znały się od niedawna. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero teraz zauważyła, że czarownik nie wyszedł razem z nim. Przyglądał jej się. Znów wydało się jej, że jest dziwnie znajomy. Kiedy w jego źrenicach błysnęły kocie oczy, przypomniała sobie skąd go zna. To Magnus Bane, przyjaciel jej ojca. Widziała go kilka razy, kiedy przyjeżdżał do ich domu. Teraz już, wiedziała dlaczego jej się tak przypatruje, poznał ją i zastanawiał się jakim cudem żyje.
- Magnusie Bane, więc już wiesz kim jestem?-zapytała.
- Oczywiście Hope Elizabeth Herondale.-powiedział siadają na krześle, na przeciwko łóżka.- Zastanawia mnie tylko to jakim cudem żyjesz.
- Odziedziczyłam nieśmiertelność po niej.-oznajmiła.
- Tak to musi być to, ale dlaczego twoje rodzeństwo tego nie odziedziczyło?-zapytał.
- Nie mam pojęcia. Próbowałam dowiedzieć się tego, lecz niczego nie odkryłam.
- Skoro jesteś taka, a nie inna...- zaczął
- To?
- To dla czego nie powiedziałaś o tym matce.
- Odeszła kiedy, miałam dziesięć lat. Od tamtego czasu, ani razu jej nie widziałam. Nigdy się nie odezwała, nawet nie napisała.
- Jej mąż umarł. Nie chciała patrzeć jak i was zabierze jej czas. Uznała, że poradzicie sobie bez niej. Myślała, że jesteście wystarczająco...
- Dorośli?!-wykrzyknęła. - Miałam dziesięć lat, nie byłam ani dorosła i wręcz przeciwnie, bardzo jej potrzebowałam. Mój ojciec właśnie umarł, a ona mnie zostawiła.- zdenerwowała się.
- Wiesz, że jej powiem.- mówi kiedy, przestała krzyczeć.
- Domyślam się.-odpowiada.

2 komentarze:

  1. Swietne! Dodaj następny, bo umieram z ciekawości, co bedzie jak Tessa się dowie! ;)
    Pozdrawiam i życzę weny! ;)

    OdpowiedzUsuń