czwartek, 6 października 2016

RP

Hej!

Szukam osób do RP z TVD i TO. Prawie wszystkie postacie są wolne. (Oprócz Freyii, Elijah i Bonnie ). Gwarantuję dobrą zabawę. Szukam ludzi, którzy potrafią się bawić i tworzyć fajne akcję. Wszyscy chętni niech zgłoszą się w komentarzu.

niedziela, 17 lipca 2016

Zawieszam

Nie wiem kiedy wrócę, czy wrócę. Teraz poświęcam się w całości opowiadaniu, o The Originals. Możecie je zobaczyć na moim profilu, na wattpad. Nazywam się tam Tessagrey1234.

czwartek, 23 czerwca 2016

Zapraszam!!!

Mam nowe opowiadanie. Tym razem coś dla fanów The Originals. Zapraszam na Wattpad, tam będę pisać opowiadanie. Jeśli, będziecie chcieli to może założę blog.

https://www.wattpad.com/myworks/75973581-back-to-home-hope-mikaelson-sisters-queen


opis

Szesnaście lat temu, Klaus odesłał swoją córkę w bezpieczne miejsce. Pech chciał, że jeden z jego wrogów porwał Hope. Dziewczyna trafiła do pewnej rodziny. Kiedy, w tajemniczych okolicznościach giną jej rodzice, wszystko się zmienia. Razem z siostrą przeprowadzają się do Nowego Orleanu.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Hej

Hej kochani postanowiłam zrobić małą akcję. Pot tym postem możecie zadawać wszystkie pytania do bohaterów jakie tylko chcecie. Macie czas do piątku. W sobotę, albo w niedzielę na wszystkie odpowiem.

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 8

4 kom next

Hope


Dziewczyna, nie wiedziała co ma myśleć. Z jednej strony rozumiała matkę, a z drugiej wciąż ją nienawidziła. Nie mogła zostać dłużej w Nowym Jorku, więc napisała wiadomość do Clary i otworzyła portal. Przeszła przez niego i znalazła się w domu. Wszystko było tak jak zostawili to kilka dni temu, czyli prawie w doskonałym stanie. Prawie, ponieważ na podłodze i na kanapie zostały ślady zaschniętej krwi. Kiedyś będzie musiała je pościerać, ale nie dzisiaj. Dziś chce tylko, aby wszyscy dali jej spokój. Żeby w końcu mogła, na spokojnie pomyśleć. Najlepiej, niech zostawią ją w spokoju do końca życia. Kiedy tak pomyślała zaśmiała się, bo bardzo dobrze wiedziała, że nie umrze. Czasem śmierć była tym czego najbardziej pragnęła. Myślała o niej niemal, z tęsknotą. Jasne, że bała jej się, ale przynajmniej wszystko było by w tedy z nią w porządku. Dla innych śmierć to tylko koniec. Lecz dla niej to byłby początek, czegoś lepszego, czegoś co powinna przeżyć. Nienawidziła siebie, nienawidziła matki, nienawidziła śmierci. Czasem chciała to skończyć, wiedziała nawet jak. Jednak nigdy nie miała dość odwagi. Wciąż trzymała przy sobie jedyną rzecz która mogła ją zabić. Znajdowała się tak blisko, że nikt by się nie domyślił co jest jej zgubą. Naszyjnik który nosiła, zamieniał się w miecz. Miecz wykuty z krwi tych których straciła. Delikatnym ruchem odpięła łańcuszek i ściągnęła go. Wypowiedziała pradawne słowa i z małego okrągłego kamyczka, wyrósł sztylet. Dziś nie brakowało jej odwagi, dziś miała jej, aż za dużo. Popatrzyła się na ostrze i z westchnieniem wypuściła powietrze. W tej chwili uważała, że jej imię jest śmieszne, bo jak mogła być czyjąś nadzieją, jeśli jej własną jest tylko śmierć. Nie wiedziała tego, ale rozumiała wszystko, co kiełkowało jej w głowie. Wiedziała, że musi wybrać, co chce zrobić i dokonała wyboru. Zrobiła to jednym pewnym ruchem, a mianowicie wbiła sobie ostrze w ciało. Momentalnie upadła na kolana. Zaczęła ciężko oddychać, ból był ogromny. Pochodziła się z odejściem. Kiedy spodziewała się śmierci, niespodziewane ktoś wyją jej ostrze z piersi, a później porwał ją w ramiona. Jednak nie zobaczyła kto to taki, ponieważ ogarnęła ją wszechobecna ciemność.



***

Sebastian




Obserwował ją, już od dawna. Była inna, wyjątkową. Różniła się od Clary i od innych dziewczyn, które znał. Pragnął kiedyś swojej siostry, jak nikogo innego, ale teraz wiedział, że tamto uczucie to nic. Na pewno nic w porównaniu, do tego co czuje do tej brunetki. Clave i jego rodzina, myślą, że nie żyje. Chciał, żeby tak myśleli, angielski ogień, zabił w nim zło, ale nie wszystkie. Wciąż miał w sobie zło, dużo zła. Lecz kiedy, ją zobaczył całe zło tak jakby, zamknęło się głęboko w nim. Chciał być blisko niej. Pragnął ją chronić. Kiedy zobaczył jej wypadek nad jeziorem, prawie się ujawnił. Chciał powalić Jace'a Herondale za to, że ważył się jej dotknąć. Lecz powstrzymał się, kiedy zobaczył siostrę. Zabrali ją do Nowego Jorku i nie mógł jej zobaczyć, przez ostatnie dni. Pojawiła się w końcu po czterech dniach. Była wyraźnie rostrzęsiona, co ją martwiło i to bardzo. Nigdy nie wiedział je tak bardzo przybitej, a obserwował ją już od niemal roku. Był ukryty w jej posiadłości, więc widział co dokładnie robi. Zdjęła z szyi wisiorek, który zmienił się w sztylet. Chwilę przypatrywała się ostrzu, aż w końcu zanurzyła je głęboko w swoim ciele. Opadła na ziemię. Chłopak nie wytrzymał i rzucił się do niej. Za wszelką cenę chciał ją uratować. Woził ją w ramiona i przeniósł się do swojego domu. Na miejscu zaczął oczyszczać ranę. Nałożył runy, ale to spowodowało, że z  rany przestała lecieć krew. Wiedział co to oznacza. Ruszył do pomieszczenia, ukrytego przed ciekawskim okiem. Zabrał z niego odpowiednią substancję i wrócił do dziewczyny. Wstrzykną je zawartość strzykawki i z ulgą stwierdził, że rana się zasklepiła. Tym razem był wdzięczny ojcu. Valentine potrafił stworzyć różne złe rzeczy, ale również i te dobre. Przeniósł ją do swojej sypialni. Była rozpalona, najwidoczniej ostrze nie miało jej zabić, tylko to co się w nim kryło. Lecz był spokojny, bo podał jej coś co musiało ją uratować. Wziął wodę i zaczął odbywać jej twarz. Ciało dziewczyny się poruszyło, a ona otworzyła oczy.  Błękitne spojrzenie było wbite w chłopaka. Patrzyła z niego z radością.

- Jestem w niebie?- wyszeptała z trudem.

- Nie kochanie.- powiedział z czułością i rozpaczą. Wiedział, że dziewczyna chciała śmierci.

- Mnie nie oszukasz, jesteś aniołem, więc muszę być w niebie.- mruknęła, a potem znowu odpłynęła.

- Tylko dla ciebie maleńka.- wyszeptał.

poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 7

Rozdział nie sprawdzony

Hope

Dziewczyna siedziała zdenerwowana w fotelu, od dobrej godziny czekała aż jej matka raczy się obudzi. Jednak jak na razie nic nie wskazywało na to. Magnus poszedł do domu, w sumie to, go wyrzuciła. Wciąż były same, a Hope to wcale się nie podobało. Wciąż rozwarzała co zrobi, kiedy Tessa się obudzi. Plan A walnie ją pogrzebaczem. Plan B wybaczy jej. Plan C zacznie wrzeszczeć. Plan D wyjdzie i zostawi ją samą. Mogła by tak wymyślać w nieskończoność. Jedna najbardziej spodobał jej się plan z pogrzebaczem, nawet miała już jeden na oku. Po upływie kilkunastu minut, sylwetka kobiety drgnęła. Hope głośno wciągnęła powietrze i ostrożnie podeszła do matki. Przysiadła na skraju kanapy. Poczekała kilka chwil i dostrzegła, że kobieta otworzyła oczy. Wpatrywała się w Hope ze strachem, radością, smutkiem, a przede wszystkim z rozpaczą. Wyciągnęła rękę i dotknęła policzka córki, ta na to odskoczyła jak oparzona. Migiem znalazła się na drugim końcu pokoju. To było za wiele dla dziewczyny. Kobiety intensywnie wpatrywały się w siebie, aż Tessa zapytała.

- Jak to możliwe?- zapytała z bólem.

- Oh, oczywiście to jest możliwe. Nawet nie brałaś tego pod uwagę, co?- powiedziała.

- Nie, twoje rodzeństwo nie przestało się starzeć, więc myślałam, że ty...

- Że ja też umrę, wygodne.- zakpiła.

Kobieta szybko wstała z kanapy. Dosłownie się poderwała i ruszyła w stronę córki. Podeszła do niej i chciała ją obciąć. Jednak ta się odsunęła. To nie zniechęciło Tessy, podeszła do córki kolejny raz. Położyła jej ręce na ramiona i spojrzała w oczy. Musiała unieść głowę w górę, ponieważ dziewczyna była od niej sporo wyższa. Spojrzała na nią wzrokiem, tym samym którym urzywa kiedy ta była dzieckiem. Zawsze w tedy ulegała matce i godziła się na wszystko. Lecz teraz Hope nie jest małym dzieckiem wpatrzonym w swoją matkę jak w obrazek. Nie kocha tej kobiety naiwną i bezgraniczną miłością dziecka. Minęło zbyt wiele czasu, zbyt wiele się wydarzyło. Mimo to dziewczyna pozwalał, na to wszystko. Dziewczyna wpatrywała się w oczy matki, tak jak by szukała odpowiedzi. W końcu odeszła od matki i zajęła miejsce w fotelu. Zakryła twarz dłońmi. Nie miała siły na nic. To wszystko ją przerosło. Za dużo się działo. Jej życie od dawna już nie było tak dziwne. Jej matka nie wiedziała co ma powiedzieć. Podeszła tylko do fotela i patrzyła się na córkę. Za to Hope wiedziała czego chce. Nie owijając w bawełnę zadała pytanie, które chciał zadać już dawno temu. Owe pytanie od wielu lat chciała zadać. Dokładnie od dnia, w którym jako mała dziewczynka patrzyła się jak jej matka odchodzi.

- Dlaczego?- zapytała przez łzy, które zaczęły płynąć po jej policzkach.

Kobieta widząc to upadła na kolana przed córką. Wzięła jej twarz w swoje dłonie. Również płacząc spytała.

- Dlaczego? Nie rozumiem Hope, powiedz mi?-szlochała.

- Dlaczego odeszła? Dla czego mnie zostawiłaś? Co ja ci takiego zrobiłam? Tak bardzo mnie nie nawidziłaś?- zalała matkę falą pytań.

- Kochanie ja cię nigdy nie nawiedziłam. Jesteś moją córką kocham cię.- powiedziała.

- To dlaczego odeszłaś? Dlaczego? Proszę cię powiedz mi dla czego?

- Nie mogłam tam dużej być.- wyznała.

- Nie mogłaś być z nami?

- Nie mogłam być dłużej w tamtym domu. Twój ojciec umarł, a ja nie mogłam się pozbierać. Nie chciałam patrzeć jak się starzejecie. Jak stajecie się starszi od demnie. Nie chciałam patrzeć jak umieracie.

- Ale ja cię potrzebowałam! Byłam dzieckiem! Tylko dzieckiem, a ty zostawiła mnie!

- Miałaś siostrę i brata.

- Ale nie byli tobą, nikt mnie nie przygotował do bycia nieśmiertelną. Nikt! To ja patrzyłam jak umierają! Jak każdy kogo kocham umiera! To ja to robiłam! Ja trzymałam brata za rękę kiedy umierał. Ja próbowałam ochronić siostrę przed demonem. Ja! Obie dobrze wiemy, że to powinnaś była być ty!

Hope wstała nie zważając na nic i wyszła, pozostawiając matkę kompletnie załamaną.

Czytanie=kom=motywacja

poniedziałek, 23 maja 2016

Hej

 Kocha tu ktoś 1D jak tak to zapraszam na moje opowiadania o Harrym.

http://summer-lie-h-s.blogspot.com/

http://last-year-h-s.blogspot.com/

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 6

Magnus


Czarownik czekał na swoją przyjaciółkę. Nie mógł jej nie powiedzieć, że jej córka żyje. Wiele lat temu przysięgli, ze nigdy nie będą się oszukiwać. Poza tym Tessa była jego najlepszą przyjaciółką. To jej zawsze ufał, pocieszał ją. To on był z nią, kiedy Will umarł. Rozumiał dlaczego odeszła w tedy od rodziny. Przeżyła śmierć osoby którą kochała nad życie. Czarownik wiedział, że była tym beznadziejnym przypadkiem który kocha tylko raz w życiu. Kiedy Will umarł, nie chciała już żyć, więc naprawdę rozumiał dla czego nie chciała patrzeć jak jej dzieci robią się starsze od niej, ani ja umierają. Z resztą był przy niej, kiedy otrzymała wiadomość o śmierci syna. Było z nią w tedy źle. Upili się w tedy, a ona ciągle mówiła jaki James był malutki kiedy się urodził. Piętnaście lat później dostała wiadomość, że jej córka nie żyje. Mogli się domyśleć, że Hope jest inna. Nie dostali informacji o jej śmierci. Może jego przyjaciółka miała nadzieję, że ona żyje. Wciąż nie osiągnęła wieku, którego ludzie nie dorzywają. Teraz już miał pewność. Poznał Hope po jej niebieskich oczach. Odziedziczyła je po Willu. Chociaż rozumiał Tessę, także rozumiał Hope. Była dzieckiem kiedy straciła rodziców. Czarownika wyrwały z zamyślenia, kroki dochodzące z korytarza. Był w instytucie, więc tu wezwał Tessę. Po chwili pojawiła się.


- Witaj przyjacielu.- powiedziała przytulając Magnusa.


- Witaj kochana.


- Co się stało? Coś z Jace'm?- zapytała po prostu.


- Czemu zakładasz, że coś się stało?


- Przyjacielu, czy gdyby nic się nie stało, to byś kazał mi przyjeżdżać tu w trybie pilnym?


- Może trochę przesadziłem.


- Wiem chcesz oświadczyć się Alecowi.- powiedziała w końcu.


- Nie, nie, no może nie teraz.- oznajmił.


- Więc co się stało?- zapytała.


- Pamiętasz jak kiedyś, obiecaliśmy sobie mówić sobie wszystko i nie kłamać .- zaczął.


- Jasne, że tak. To co chciałeś mi powiedzieć?


- No bo wiesz, jest taka sprawa. To jest dość dziwne, i nieprawdopodobne, ale jednak prawdziwe. Nie do końca wiem jak to możliwe, ale tak jest. To ciężka sprawa...- mówił i pewnie mówił by dalej, gdyby nie dziewczyna która weszła do pokoju.


***



Hope



Dziewczyna siedziała w pokoju i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Wiedziała, że czarownik sprowadzi jej matkę. Był jej przyjacielem. Kiedy dostawała już bzika, od samego patrzenia się na ściane, postanowiła wyjść z pokoju. Ruszyła w kierunku sypialni Clary. Zapukała, ale nikogo nie było. No tak, pomyślała po chwili, przecież dziewczyna mówiła jej, że idą z Jace'm na kolacje do jej mamy. Hope w sumie też zgłodniała, więc poszła do kuchni. Zjadła posiłek i chciała wracać do pokoju, kiedy w salonie zobaczyła ją. Jej matka przytulała Magnusa. Rozmawiali, aż w końcu czarownik chciał powiedzieć o mnie. Jednak mu to nie szło. Nie wytrzymałam i weszłam do tego pokoju.


- Magnusowi chodzi o mnie.-oznajmiła.


- Hope?- wyszeptałała kobieta i padła jak dług.


Magnus podszedł do niej i podniósł ją z podłogi. Następnie położy ją na kanapie.


- No i co narobiłaś?!


- Ja przecież to ty, chciałeś jej powiedzieć i coś ci się nie udało.


- Charakterek to ty masz po ojcu.

- No co ty.

Rozdział nie sprawdzony.

5 kom next

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 5

Hope

Dziewczyna zaczęła się budzić, bolała ją głową i czuła się słabo. Na początku, nie mogła otworzyć oczu, lecz po kilku minutach udało jej się. Widziała ja przez mgłę, ale wystarczająco dobrze żeby zobaczyć, że nie jest w domu. Na ten widok usiadła przestraszona. Przy tej czynności zawaliła coś z łóżka. Rozległ się okropny huk na co się skrzywiła, ponieważ ogromnie bolała ją głowa. Na szczęść wzrok wrócił jej w pełni. Przejrzała się po pomieszczeniu.  Znajdowała się w nim szafa, dwa fotele, kominek, toaletka oraz łóżko. Przypomniała siebie, że zrobiła się w nogę, więc odrzuciła koc i spojrzała na miejsce w którym miała być rana. Jednak nie znalazła tam nic, oprócz gładkiej skóry. Nie dowierzając  przeciągnęła ręką po ciepłej nodze, ale niczego nie poczuła nawet najmniejszej blizny. Wiedziała, co to znaczy. Zabrali ją do czarownika! Boże, te cholerne, dzieciaki zabrały ją do pieprzonego czarownika. Na dodatek poczuła na ramieniu, delikatne pieczenie, nawet nie sprawdzała wiedziała co to jest. To jeszcze bardziej ją rozzłościło. 
Wiele lat temu, zaprzestała leczenia w ten sposób. Uważała, że jeśli będzie znosić wszystkie choroby i rany jak zwykły śmiertelnik, to będzie bardziej ludzka. Teraz po wielu latach, złamali jej żelazną zasadę. Nie mogła mieć do nich żalu. Chcieli dobrze, przecież nie wiedzieli.  Nagle poczuła się zmęczona. Opadła na poduszkę, zamknęła oczy i odpłynęła. 
***

Kilkanaście godzin później, dziewczyna ponownie otworzyła oczy. Tym razem, nie była sama.
W pomieszczeniu znajdował się czasownik obsypany brokatem. Kiedy go zobaczyła pomyślała, że już kiedyś go widziała. Oprócz pana świecącego w pomieszczeniu byli jeszcze,  blondyn razem z rudą. Kiedy tylko otworzyła oczy wszyscy podeszli do niej.
- Hope tak się martwiłam.-powiedziała rudowłosa i przytuliła dziewczynę.
- Chyba nic mi nie jest, ale jeśli mnie nie puścisz to będę miał połamane żebra.- oznajmiła z wielkim uśmiechem.
- Och. Przepraszam.- zakłopotana puściła ją, jednak nie odeszła daleko. Usiadła na skraju łóżka.
- Nic się nie stało.
- No to powiedz dziewczyno, jakim cudem weszłaś w sidła!- zapytał czarownik.
- Zapomniałam, o nich.- przyznałam.  
- Wiedziałaś, że tam są?-zaciekawił się.
- Zakładałam je, więc tak wiedziałam o nich.-uśmiechnęła się, z własnej głupoty.
- Co chciałaś złapać?
- Nic.
- To po co ci były?- tym razem zapytał blondyn.
- Chcieliśmy wytępić kaczki.- oznajmiłam.
- My?- zaczął czarownik.
- Ja i mój ojciec. Na tym może, zakończycie wywiad.
- Dobrze.- zgodziła się Clary
- Ale...- zaczął Jace.
- Hope musi odpoczywać.-powiedziała wypychając chłopaka z pokoju.- Później do ciebie zajrzę.-powiedziała.
Kiedy drzwi się zamknęły, dziewczyna uśmiechnęła się. Clary była naprawdę miłą osobą i chciała dla Hope jak najlepiej. Zdziwiła się tym, bo przecież znały się od niedawna. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero teraz zauważyła, że czarownik nie wyszedł razem z nim. Przyglądał jej się. Znów wydało się jej, że jest dziwnie znajomy. Kiedy w jego źrenicach błysnęły kocie oczy, przypomniała sobie skąd go zna. To Magnus Bane, przyjaciel jej ojca. Widziała go kilka razy, kiedy przyjeżdżał do ich domu. Teraz już, wiedziała dlaczego jej się tak przypatruje, poznał ją i zastanawiał się jakim cudem żyje.
- Magnusie Bane, więc już wiesz kim jestem?-zapytała.
- Oczywiście Hope Elizabeth Herondale.-powiedział siadają na krześle, na przeciwko łóżka.- Zastanawia mnie tylko to jakim cudem żyjesz.
- Odziedziczyłam nieśmiertelność po niej.-oznajmiła.
- Tak to musi być to, ale dlaczego twoje rodzeństwo tego nie odziedziczyło?-zapytał.
- Nie mam pojęcia. Próbowałam dowiedzieć się tego, lecz niczego nie odkryłam.
- Skoro jesteś taka, a nie inna...- zaczął
- To?
- To dla czego nie powiedziałaś o tym matce.
- Odeszła kiedy, miałam dziesięć lat. Od tamtego czasu, ani razu jej nie widziałam. Nigdy się nie odezwała, nawet nie napisała.
- Jej mąż umarł. Nie chciała patrzeć jak i was zabierze jej czas. Uznała, że poradzicie sobie bez niej. Myślała, że jesteście wystarczająco...
- Dorośli?!-wykrzyknęła. - Miałam dziesięć lat, nie byłam ani dorosła i wręcz przeciwnie, bardzo jej potrzebowałam. Mój ojciec właśnie umarł, a ona mnie zostawiła.- zdenerwowała się.
- Wiesz, że jej powiem.- mówi kiedy, przestała krzyczeć.
- Domyślam się.-odpowiada.

poniedziałek, 9 maja 2016

Hej.

Zapraszam na moje nowe opowiadanie.

http://dary-aniola-miasto-zla.blogspot.com/


Clary była narzeczoną Jace'a. Tak była, ponieważ rok temu Valentine zmartwychwstał i porwał córkę. Pokazał jej jacy naprawdę są ludzie, na których niegdyś jej zależał. Nie szukali jej, więc dziewczyna poddała się mrokowi w swoim sercu. Postanowiła być jak ojciec. Jednak jest jedna rzecz, a właściwie osoba dzięki, której nigdy nie zapomni o dawnym życiu. Maleńka córeczka Clary. Jej światło w mroku.

czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 4

Jace
Chłopak naprawdę się przestraszył. Nie wiedział co ma robić. Jego dziewczyna tak samo nie miała pojęcia, w jaki sposób mogą pomóc Hope. Szybko szli do domu. Było już strasznie ciemno, więc musieli uważać gdzie stawiają nogi. Kiedy zaczęli się zbliżać do posiadłości, to przyspieszył kroku. Pędem wpadli do posiadłości. Jace położył dziewczynę na kanapie. Clary sprawdziła w jakim stanie jest noga Hope. Z rany nic już nie leciało, poszarpane mięśnie zasklepiły się. Lecz noga nie wyglądała dobrze. Wciąż miała nienaturalny kształt, a kości z pewnością były z trzaskane. Na szczęście oddech wynormował się, a puls był silny. Jednak aby dziewczyna doszła do siebie, była potrzebna pomoc czarownika.  Blondyn stwierdził, że najlepiej będzie wrócić do  domu.
- Jesteś pewny?- zapytała spoglądając na dziewczynę.
- Tak będzie najlepiej. Wezwiemy Magnusa, on się wszystkim zajmie.- stwierdził.
- A jeśli tam będzie Tessa? 
- Nic na to nie poradzimy, teraz najważniejsze jest, aby udzielić jej pomocy.
- Ale...
- Później będzie się na nas wściekać, teraz liczy się każda minuta.
- Dobrze.-zgodziła się w końcu.
- No to leć otwierać portal kobieto.
Clary posłał mu zawistny uśmiech, ale bez słowa ruszyła do holu. Wyciągnęła stele i narysowała odpowiednią runę. Kiedy brama była już gotowa, zawołała swojego chłopaka. Blondyn zjawił się, już po chwili, miał w ramionach bezwładne ciało dziewczyny. Przeszli przez portal. Znaleźli się w instytucie. Jace zaniósł Hope do sypialni obok jego pokoju. Clary natomiast pobiegła wezwać Magnusa.

*** 

Clary
Dziewczyna szybkim tempem zamierzała do gabinetu Marysi. Prawie potknęła się o dywan, lecz nie poddawaj się. Kiedy w końcu dotarła do pomieszczenia, wpadła do niego niczym huragan. Kobieta która przeglądała papiery przestraszyła się. 
- Clary na Boga, czy ty chcesz zabawić mnie zawału?.-zapytała zdenerwowana. 
- Oczywiście, że nie.-zapewniła.
- Zaraz zaraz, czy ty aby przypadkiem nie miałaś, być w Walii?-zdenerwowała się i zaczęła wypatrywać kogoś.
- Uprzedzam pytanie z Jace'm wszystko Ok.
- Dzięki Bogu.-odetchnęła z ulgą.
- Ale...
- Wiedziałam, że coś się stało. Jesteś w ciąży prawda?- zapytała a dziewczynę w prost zatkało.
- Nie, nie i jeszcze raz nie.- powiedziała w końcu.- Trzeba wezwać Magnusa, bo przywieźliśmy kogoś, kto potrzebuje pomocy. 
- Kogo?
- Nie pytaj tylko wezwij go.
- Dobrze.
***


Hope
Czarownik już od dwóch godzin zajmował się dziewczyną. Używał najlepszych olejków, mikstur oraz zaklęć. Kiedy noga Hope wyglądała normalnie i wszystko było z nią już dobrze czarownik powinien odetchnąć z ulgą. Jednak tak się nie stało, ponieważ dziewczyna się nie budziła. Szukał sposobu, aby ją obudzić, lecz wszystkie próby skończyły się klęską. Po jakimś czasie, zdał siebie sprawię, że coś musi być w jej krwiobiegu. Sprawdził to natychmiast, oczywiście okazało się, że miał rację. Szybko zajął się miksturą, która miała pomoc dziewczynie. Kiedy napar był już gotowy, podał go jej, a toksyna zaczęła opuszczać jej ciało. Mimo, ze nie obudziła się od razu czarownik wiedział, ze teraz będzie już dobrze.

sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 3

Hope

Kilka godzin później 



Dziewczyna wciąż nie mogła się uspokoić. Kiedy rudowłosa zapytała ją o jej matkę, to pierwszy raz od bardzo długiego czasu straciła panowanie nad sobą. Przez długi czas, o niej nie myślała. Teresa Grey była dla niej zamglonym wspomnieniem, kimś o kim nie chciała pamiętać, osobą której nie chciała nigdy więcej zobaczyć ani nawet o niej słyszeć. Jej matka ją zostawiła, skazała ją na wieczne życie pełne smutku i śmierci najbliższych. Kiedy ostatnim razem o niej pomyślała to nic dobrego to nie przyniosło, więc postanowiła już tego nie robić. Lecz Clary nie mogła o tym wiedzieć nikt nie mógł. Hope siedziała nad jeziorem i ocierała łzy. Słyszała świerszcze, łagodny szum wody i cichutką pieśń wiatru. Na dworze zapanował zmrok, zrobiło się dość chłodno, lecz jej to nie przeszkadzało, przywykła do zimna. Wstała i zaczęła iść po brzegu jeziora, kiedy przeszła już kawałek usłyszała cichutkie kwakwa. Ruszyła w stronę z której dobiegał dźwięk, jednak nie uszła daleko, ponieważ jej noga znalazła się w sidłach. Wydała z siebie zduszony krzyk i upadła. Z jej nogą było źle czuła jak lepka krew wydostaje się z zmiażdżonej nogi. Miała ochotę wrzeszczeć na całe gardło, lecz nie miała siły. Kiedy już nie bardzo mogła myśleć zobaczyła, że z trzciny wychodzą trzy kaczki. Mimowolnie się uśmiechnęła i ostatnią rzeczą o której pomyślała było wspomnienie jak razem z ojcem wiele lat temu zakładała tę pułapkę na kaczki. W tedy myślała, że to głupota i w cale nie chciała mu w tym pomagać, lecz wytłumaczył jej że to kaczki są krwiożerczymi potworami i ich zadaniem jest pozbyć się ich z ziemi. Na to wspomnienie pomimo okropnego bólu uśmiechnęła się, a potem nastała ciemność. 


***


Clary



Rudowłosej okropnie było przykro, że zdenerwowała dziewczynę. Lecz nie miała pojęcia, że Tessa dla brunetki to drażliwy temat. Na dodatek Jace wściekał się, że wysłali go w to miejsce nie sprawdzając czy ktoś tu jest. Chłopak naprawdę chciał zostać sam z Clary. Jednak ona nie mogła przestać myśleć o scenie która miała miejsce kilka godzin temu. Tak się denerwowała, że kiedy minęła szósta godzina nieobecności Hope w posiadłości, to dosłownie wyciągnęła Jace'a za uszy z domu. Mógł narzekać ile wlezie, ale wszyscy wiedzą, że z jego dziewczyną niema żartów. Teraz metr po metrze przeszukiwali posiadłość. Po pół godziny znaleźli się pod jakimś domem. Clary domyśliła się, że jest to dom dozorcy, więc zapukała. Drzwi otworzyła im starsza pani. 

- Dobry wieczór, czy pani przypadkiem nie widziała tu gdzieś Hope?- zapytała zakładając, że się znają.

- Dzieci niestety nie widziałam jej od wczoraj.- odpowiedziała staruszka z życzliwym uśmiechem.- A coś się stało?-spytała się widząc zatroskaną minę dziewczyny.

- Zadałam niewłaściwe pytanie i się troszeczkę zdenerwowała.- wyjaśniła.

- A mogę wiedzieć jakie to pytanie?

- Moja dziewczyna zapytała ją o moją babkę, a jej matkę.- wyjaśnił niechętnie Jace.

- Tak to faktycznie drażliwy temat.- powiedziała lekko zaskoczona.

- Wie może pani gdzie możemy ją znaleźć?

- Nie pani tylko Olivia, a dla przyjaciół Liv.-uśmiechnęła się.

- Więc Liv gdzie możemy znaleźć Hope?- zapytał zniecierpliwiony Jace.

- Nad jeziorem,- odpowiedziała.

- To my lepiej pójdziemy jej poszukać.- oznajmił Jace i wypchał Clary na drogę. 

Dziewczyna zdążyła tylko posłać przepraszający uśmiech kobiecie, ponieważ miłość jej życia nie miała zamiaru słuchać paplaniny dwóch kobiet. Ruszyli w kierunku jeziora, Clary zrobiło się zimno, więc jej chłopak łaskawie oddał jej swoją kurtkę. Przez piętnaście minut szli przez las, po tym czasie doszli do jeziora. Naprawdę przeogromnego jeziora. Jace zaklął pod nosem, Clary też nie było do śmiechu jednak szli przed siebie. Po jakimś czasie usłyszeli dźwięk który wydają kaczki, na co Jace w pierwszej chwili zrobił kilka kroków do tyłu. Jednak zaraz zaczął udawać chojraka i poszedł dalej, choć już nie tak pewnie. Z każdym krokiem słyszeli kwakanie kaczek coraz wyraźniej. Po kilkunastu minutach zobaczyli, że jakaś postać leży na ziemi, więc bez chwili wahania ruszyli pędem w tamtą stronę. Tą postacią okazała się Hope. Dziewczyna była blada jak ściana. Jej oddech był okropnie płytki. Zauważyli, że noga dziewczyny jest zmasakrowana przez pułapkę. Jace pewnym ruchem przeciął sidła. Następie nałożył jej iratze, a później porwał ją na ręce i razem z Clary ruszyli do domu. Nie wiedzieli, że nie byli sami. Ktoś ich obserwował, ktoś kto już miał pomóc przepięknej dziewczynie, ale zjawienie się jej przyjaciół mu w tym przeszkodziło. Jednak ten ktoś, od teraz zawsze będzie blisko, będzie obserwował.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 2

Hope


Hope wyrwał ze snu, jakiś hałas dochodzący z dołu. Od razu usiadła na łóżku i leniwie się przeciągnęła. Rozejrzała się po swojej sypialni, lecz nie dostrzegła niczego dziwnego. Te same meble co za czasów, kiedy to jeszcze mieszkała w domu z rodziną. No może poza kilkoma przedmiotami z dwudziestego pierwszego wieku. Jak na przeciętną dziewczynę przystało miała w sypialni laptopa i kilkanaście innych gadżetów. Dom został zaopatrzony w wszelkie potrzebne rzeczy. Miał kablówkę, Wi-Fi, nowoczesną kuchnię, kanalizację, bieżącą wodę, ogrzewanie i wszystko czego tylko do szczęścia potrzeba. Po kilku minutach dźwięk powtórzył się, więc bez chwili wahania ruszyła na duł. Co za szczęście myślała. Wczoraj zasnęła w ciuchach, więc teraz nawet jakiś marny złodziej jej nie zaskoczy. Jak najciszej tylko potrafiła, ruszyła na duł. Miała do pokonania dwa piętra, więc jak najszybciej zeszła po krętych schodach. Zachowała przy tym należytą ostrożność. Kiedy zeszła już na duł, niczego dziwnego nie zauważyła. Wszystko stało na swoich miejscach. Okna były pozamykane, drzwi również. Praktycznie nic się nie zmieniło, poza drobną zmianą w holu. W owym pomieszczeniu stały trzy walizki. Hope na ten widok wytrzeszczyła oczy. W tym samym momencie usłyszała głosy.

- Jace ona serio nie wiedziała, że ten dom jest w doskonałym stanie?-zapytała jakaś dziewczyna.

- Clary kotku nie mam pojęcia, była taka przekonująca, a na dodatek wspomniała o spędzeniu czasu sam na sam z moją piękną dziewczyną.-odpowiedział chłopak, a Hope aż zadrżała na dźwięk jego głosu. Bowiem był łudząco podobny do głosu jej ojca. 

Postacie zaczęły się zbliżać. Ich głosy było słychać coraz wyraźniej. Dziewczyna schowała się za ścianą. Jej serce zaczęło bić jak opętane kiedy zobaczyła blondyna. Był tak strasznie podobny do jej ojca, czy nawet brata. Hope nie mogła się mylić to musiał być ktoś z nią spokrewniony. Zastanawiała się, jak to możliwe. Przecież Stephen był ostatnim z rodu Herondale. Lecz chciał jej przecież coś powiedzieć, niestety nie zdążył bo ona się spóźniła. Kiedy dotarła na miejsce, zastała tylko ciało swojego drogiego Stephena, pochowała go i wyjechała. Nie zastanawiała się nawet czy ponownie się ożenił, przecież nie miał ani obrączki ani runy. Przestała rozmyślać o przeszłości kiedy dwie postacie oderwały się od siebie i znów zaczęły mówić.

- Czyli wracamy?-zapytała rudowłosa.

- Nie ma nawet takiej opcji kochanie. To nasza misja musimy tu zostać jakiś czas.- wyszeptał jej do ucha.

- A co powie na to Marysi?

- Nic rudzielcu, jestem już pełnoletni.

- Nie zapominaj, że ja jeszcze nie.

- Clary zostały ci tylko trzy miesiące do urodzin.

- Moja matka cię zabije.

- Dobrze. Borę to na siebie.

- Tylko mi nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Hope przysłuchiwała się im do momentu, aż zew natury ja wezwał i kichnęła. Dwie postacie natychmiast stanęły gotowe do walki. To zachowanie zdenerwowało dziewczynę, bo na Boga to przecież jej dom, a oni wyciągają w nim broń bez potrzeby. Niewiele myśląc wyszła z ukrycia. Gestem dłoni wytrąciła im ostrza z rąk. 

- Nie jesteście u siebie, więc nie wyciągajcie na mnie broni.-powiedziała dobitnym tonę.

- Kim jesteś?-zapytał blondyn.

- Raczej to ja powinnam zapytać was kim jesteście skoro wchodzicie do mojego domu jak do siebie.- odparła.

- Nie sądzę, żeby był to twój dom.- powiedział.- Z tego co wiem to moja rodzinna posiadłość.-dodał uśmiechając się szeroko.

- Nie jest, zapewniam cię.- oznajmiła.- Nawet jeśli należysz do rodziny. Z pewnością taki jest, nie mogę przeczyć podobieństwu.

- Ja z pewnością nie jestem członkiem twojej rodziny.-zaśmiał się.

- Oh jeśli nie jesteś jednym z rodu Herondale, to wyjdź w tej chwili z mojego domu.

- Skąd wiesz kim jestem?

- Jesteś bardzo podobny do kogoś kogo bardzo dobrze znałam.- powiedziała z lekkim bólem.

- Więc kim ty niby jesteś?

- Nazywam się Hope Elizabeth Herondale. Już znasz moje imię, więc teraz pora abyś i ty się przedstawił.

- Jace Herondale.

- A twoja dziewczyna?

- Clary Fray.-odpowiedziała jej rudowłosa.

Przedstawili się i stali wpatrując się w siebie. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć. Clary pierwsza przerwała ciszę.

- Jesteś jego siostra?-zapytała.

- Nie, mam więcej lat niż wam się wydaje.-odparła.

- Nie masz więcej niż dwadzieścia.-stwierdził chłopak.

- Mam o wiele więcej.-uśmiechnęła się do nich.- Teraz już mam pewność, że jesteś synem Stephena.

- Znałaś go?

- Oczywiście, nawet zmieniałam mu pieluchy.- oznajmiła, a oni popatrzyli na nią jak na wariatkę.

- To nie możliwe.

- Przez moja kurewską matkę niestety tak.

- Jesteś córką Tessy?-zapytała dziewczyna.

- Nie, od dawna nie jestem jej córką.- powiedziała, zakręciła się na pięcie i wyszła.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 1

HOPE


Marzec 2009


Rezydencja w Walia.



Wiatr z każdą chwilą przybierał na mocy. Deszcz padał tak mocno, że przez okna nie można było nic zobaczyć. Rozpoczynała się właśnie burza, która z pewnością pozostawi po sobie wielkie szkody. Przestraszona dziewczyna siedziała przed kominkiem w swojej ogromnej posiadłości. Bała się burzy po mimo 82 lat, które przeżyła. W tą ciemną noc rozmyślała o przeszłości. Przypominała sobie swoje liczne podróże i miejsca w których mieszkała. Przypominała sobie sowich drogich przyjaciół tych żywych i tych niestety już nie, wciąż pamiętała ból jaki odczuwalna po każdej stracie. Śmierć ojca była pierwsza, później patrzyła jak jej rodzeństwo starzeje się i umiera, potem ten sam los spotkał je siostrzeńców i bratanków. Jadnak pomimo swojej nieśmiertelności nie odwróciła się od rodziny, tak jak to zrobiła jej matka. Wciąż obserwuje i pomaga potomka swojej siostry, robi to i będzie robić do puki ostatni z jej rodu nie umrze. Była blisko też z potomkami brata ale po śmierci Stephena ród wygasł. Przeklinała się za to, gdyby wróciła dzień wcześnie to jej rodzina by żyła. Jednak nie mogła zmienić przeszłości. Pierwszy raz od kilku lat wspomnienia aż tak ją przytłoczyły. Kiedyś gorzej sobie z tym radziła, ale teraz nareszcie osiągnęła minimalny spokój. Wróciła do domu po 17 latach nieobecności, bo dopiero nie dawno pogodziła się z wygaśnięcie linii Herondalów . Przez te wszystkie lata  była bardzo daleko od domu. Głównie w Azji i Afryce, jej motto brzmiało wszędzie dobrze ale najlepiej jak najdalej od domu. Na szczęście posiadłościom w Anglii zajmowała się jej dobra przyjaciółka. Kiedy dziś rano stanęła przed domem nie zdziwiły ją zmiany, dom pod jej nieobecność został wyremontowany tak jak tego chciała. Zdziwiła się kiedy zobaczyła starszą kobietę która wyszła jej na spotkanie. Tą kobietą okazała się Olivia jej przyjaciółka. Kiedy wyjeżdżała Liv miała 37 lat i była przepiękną młodą kobietą, teraz też niczego jej nie brakowało ale na jej twarz odmalowywały się już ślady starości. Niestety takie są włośnie zalety bycia nieśmiertelnym. Ludzie dookoła rodzą się, starzeją i umierają. Dla takich jak Hope to norma. Lecz nie dla niej, dziewczyna od zawsze była bardzo wrażliwa, cierpiała kiedy widziała ludzką krzywdę. Wrażliwość była dla niej prawdziwym utrapieniem.




***

Jace


Nowy Jork 



Blondyn został wezwany do gabinetu Marysi, choć nie za bardzo mu się chciało i miał lepsze rzeczy do robienia takie jak całowanie się z Clary, spędzanie czasu ze swoją dziewczyną, wyjście z nią, to jednak udał się do wyznaczonego miejsca. Szedł leniwie korytarzem, zastanawiając się po jakie licho go wzywają. Przecież ostatnio, był nawet znośny, nie odstawił żadnego cyrku ani nikogo nie pobił. W sumie to może, nie jednak nikogo. Kiedy doszedł pod pomieszczenie wszedł bez pukania do pokoju. W środku zobaczył swoją przybraną matkę wraz z swoją praprapra babką Tessą. Kobiety od razu wstały z wcześniej zajmowanych miejsc. Popatrzyły się na niego, a on już od razu wiedział, że coś od niego chcą. Kiedy chciały się odezwać, on natychmiast im przerwał.

- Czego ode mnie chcecie?- zapytał.

- Siadaj Jace.-powiedziała Tessa.

- Właśnie.- zawtórowała jej Marysi.

- A więc?

- Masz racje Jace jest pewna sprawa.-zaczęła.

- Mów dalej Tesso.

- W Wali jest nasza rodzinna posiadłość, stoi pusta od wielu lat. Prawdopodobnie jest strasznie zaniedbana, nie byłam tam odkąd Will umarł.-kiedy wspominała o zmarłym mężu wyraźnie posmutniała.

- No i co z tego?

- Wczoraj w nocy przez tamte rejony przeszła potężna burza, więc chciałam bym abyś  pojechał tam i oszacował szkody.

- Ale dlaczego ja?

- Ja nie chcę tam jechać, a ty możesz ta pojechać.

- Ta jasne mam jechać na totalne zadupie sam? Wiesz jakie jest tam mokre powietrze moje włosy tego nie przeżyją.-oznajmił.

- Nie martw się twojej fryzurze nic się nie stanie. Poza tym czy ja powiedziałam, że pojedziesz sam.

- To z kim?

- Myślałam, że zabierzesz ze sobą Clary ale jak nie chcesz spędzić kilkunastu dni ze swoja dziewczyną na totalnym zadupiu, to trudno.

- Ok już idę się spakować.- oznajmił złotooki i ruszył pędem przed siebie.


                                                                                                                                                  
           W następnym rozdziale wielkie spotkanie dwóch Herondalów 

niedziela, 10 kwietnia 2016

Prolog

16 lipca 1937

Dziesięcioletnia dziewczynka, stała w wielkiej ramię okna. Patrzyła na smugi deszczu wolno spływające po szybie. Był środek nocy, a do tego rozszalała się straszna burza. Brunetka zawsze bała się być sama w takie noce. Kiedy, była bardzo mała mama przychodziła do niej. Śpiewała jej piosenki i tuliła ją do siebie, aż ta nie zasnęła. Jednak kiedy trochę podrosła nie chciała przyznawać, się mamie do strachu. Tata jednak, nie dał się zbyć i jej sekret pozostał tajemnicą. Kiedy tylko się bała podchodziła, pod sypialnię rodziców i pukała. Ojciec wtedy, wychodził z pokoju i siedział z nią. Przeważnie czytali do świtu. Niestety dzisiejszego dnia, nie mogła tego zrobić, już nigdy tego nie zrobi, ponieważ jej ukochany tata nie żyje. Wczoraj został pochowany. Wczorajszego dnia wiele się zmieniło, jej życie nigdy nie będzie już takie jak przedtem. Choć Hope była jeszcze bardzo młoda, wiedziała i rozumiała bardzo dużo. Na przykład wiedziała, że dom który zawsze tętnił życiem , był teraz przerażająco pusty. Była w nim tylko z matką. Jej rodzeństwo wyprowadziło się, już z domu i miało własne rodziny. Rodzina, przedstawiciele Clave i przyjaciele wrócili już do swoich domów. Nawet służba miała jeszcze wolne, ponieważ matka nie chciała żeby kręcili się jej po domu. Hope miała już odchodzić od okna, kiedy zauważyła, że ktoś otwiera drzwi od domu. Po chwili wyszła przez nie jej mama. Kobieta miała ze sobą walizki. Odwróciła twarz w kierunku okna, była bardzo smutna. Po jej policzkach spływały gorzkie łzy. Ostatni raz popatrzyła się na dom, po czym ruszyła przed siebie. Hope wiedziała, co to znaczy została sama.


16 lipca 1950


Dziś minęło trzynaście lat od śmierci ojca Hope. Z tego powodu była bardzo smutna, jednak nie mogła już się oszukiwać. Miała już dwadzieścia trzy lata, a od co najmniej pięciu lat nie postarzała ani o jeden dzień. Miała też niezwykłe umiejętności. Za co znienawidziła swoją matkę. Nie będzie mogła kochać, nie założy rodziny, nie będzie miała dzieci, a wszystko przez to, że nigdy nie umrze.


Witam na nowym blogu !!!

Co by było, gdy by Will i Tessa mieli trzecie dziecko, które tak samo jak jego matka nie starzeje się.
Gdyby, nikt o tym nie wiedział i dziewczyna została by sama na świecie.
Co by było, gdy by Maks przeżył.
Gdy by Sebastian również nie umarł i dalej walczyły by w nim dwie natury.
Co by się stało gdy by dziewczyna znalazła się w jego domu (nie z własnej woli)
Dowiecie się czytając Miasto Złamanego serca.